| Fishermans Wharf - Monterey | 
Najpierw odwiedziliśmy Fisherman’s Wharf – zabytkowe molo, na którym znajduje się wiele sklepów z pamiątkami i restauracji z miejscowym przysmakiem ‘Clamchowder ‘– zupą z mięczaków w chlebie. Aby się przekonać do niej, każda z restauracji proponuje darmowe porcje – z czego zresztą skorzystaliśmy. W każdym razie zabieg się udał, gdyż tak nam zasmakowało, że postanowiliśmy zjeść ją jako niedzielny obiad. Polecam!
Następnie udaliśmy się na krótki spacer po downtown Monterey. Niestety w międzyczasie znów dopadał nas deszcz, dlatego do kolejnej atrakcji Monterey postanowiliśmy udać się samochodem. I tak dotarliśmy do Cannery Row- czyli malowniczej dzielnicy miasta, w której można się przenieść do początków dwudziestego wieku.
| Cannery Row | 
 Warto też wspomnieć o tym, że Monterey jest miastem ,w którym żył i tworzył znany pisarz John Steinbeck, autor mi.in ‘Gron Gniewu’ czy ‘Cannery row’.  Kasia koniecznie chciała zrobić sobie zdjęcie przy popiersiu pisarza, bo ‘Grona Gniewu’, czyli ‘Grapes of Wrath’ miała jako lekturę obowiązkową na studiach, poza tym dużo mówili o samym SteinbeckuJ
Około południa wyruszyliśmy na południe Highway No.1 z nadzieją na polepszenie pogody i na pięknie widoki wzdłuż malowniczego Big Sur. Zostaliśmy nagrodzeni tylko w połowie – rzeczywiście, widoki zapierały dech i ciężko było nie zatrzymać się co kilka mil, aby pozachwycać się cudownymi klifami, spadającymi niemal pionowo do brzegu oceanu, gdzie fale raz po raz rozbryzgiwały się o skały w akompaniamencie odgłosów fok i lwów morskich. Coś pięknego, żadne zdjęcia czy słowa nie opiszą tego wrażenia. Niestety pogoda cały czas była w kratkę i na przemian z przejaśnieniami napotykały nas opady deszczu.
| Nad Pacyfikiem | 
| Big Sur | 
 I tak dotarliśmy do malowniczej Cambrii, gdzie mieliśmy postój na tankowanie. Następnie droga prowadziła przez San Luis Obispo do Pismo, gdzie zatrzymaliśmy się na krótki spacer oraz kawę. 
Po krótkim postoju, udaliśmy się prosto do Santa Barbary, którą będziemy zwiedzać jutro. Nocleg znaleźliśmy w przytulnym hotelu Summerland Inn, gdzie można się poczuć jak w domu. Do jutra!  
piękne zdjęcia :) czekamy na kolejną relację :)
OdpowiedzUsuń