| Wieeeelki Kanion | 
| Grand Canyon - Yavapai Point | 
Pierwszym naszym przystankiem był punkt widokowy Mather Point. Było to miejsce, gdzie było sporo turystów, a taras widokowy był otoczony barierkami. Byłam zaskoczona, bo nie tego się spodziewałam. Jednak pierwsze spojrzenie na kanion wywołało na nas pozytywne wrażenie. Było to jakby pomieszanie zachwytu z lekkim niedowierzaniem oraz poczucie, że jest się maleńką cząsteczką tego świata. Ogrom kanionu jest nie do ogarnięcia wzrokiem i rozumem chyba też. Skały, zostały przez miliony lat wyrzeźbione do dzisiejszego kształtu, przez co mają różne odcienie brązu, zieleni, szarości, a przede wszystkim koloru rzdawego, który w zależności od miejsca i oświetlenia przybiera inny odcień.
Po Mather Point postanowiliśmy podjechać samochodem do Yavapai Point, czyli kolejnego miejsca widokowego. Stamtąd udaliśmy się do Grand Canyon Village, gdzie zostawiliśmy samochód i zaczęlismy naszą kilkukilometrową wędrówkę szlakiem wzdłuż południowej krawędzi kanionu. Równolegle do krawędzi kanionu cały czas kursuja darmowe autobusy - shuttle buses, które zatrzymują sie przy każdym punkcie widokowym i jeśli ktoś nie chce iść, może skorzystać z tego właśnie udogodnienia. My postanowiliśmy sie trochę zmęczyć, no a przede wszystkim poczuć wiatr we włosach, strach przed ogromną przestrzenią i dużą głębokością kanionu.
| Kasia z bułą:) | 
Na szlaku nie było juz barierek, ludzi też mało, więc zatrzymywaliśmy się co jakiś czas, aby w ciszy podziwiać wspaniałe widoki. Słyszałam różne opinie na temat Grand Canyonu. W większości negatywne, tzn. 'trzeba tam pojechać, ale zero rewelacji'. Dla nas było to coś wyjatkowego i myślę, że naprawdę warto stanąć na krawędzi, pomyśleć, poczuć wolność i zachwycić się bez podawania konkretnego powodu. My zaszliśmy do Maricopa Point tam wsiedliśmy w shuttle busa, z którego również mieliśmy przepiękne widoki. Po drodzdze mineliśmy stadko łosi, które leniwie pasly się wzdłuz drogi. Wysiedliśmy w Pima Point, skąd poza Kanionem mogliśmy też głęboko w dole zobaczyć po raz pierwszy rzekę Kolorado. Z tego miejsca dotarlismy do końca trasy, czylu do Hermits Rest. Ten odcinek był dosć groźny dla mnie. Wojtek prowadził i twierdził, że to jest szlak, jednak jak się później okazało, to jednak była dzika ścieżka, po której krocząc kilka razy wolałam nie patrzeć w dół i musiałam uważnie stawiać kroki.
| Kolejny punkt widokowy | 
Wracajac do widoków. Warto było się zdecydować na tę dzisiejszą podróż, ponieważ czegoś takiego nie można opowiedzieć, zobaczyć w telewizji lub na zdjęciu. To trzeba po prostu przeżyć. Cudowne grzbiety okolicznych gór, urwiste brzegi kanionów, przeróżne kolory, a wszystko to zalane słońcem. Jedzie się tak mila za milą i nic więcej do szczęścia nie potrzeba. Cudowne uczucie.
| W drodze do Utah | 
Dojechaliśmy do miejscowości Tropic w Utah, która znajduje się zaraz obok Bryce Canyon National Park. Jest zimno, bo chyba około 0 stopni, o ile nie mniej. Jak się okazało, jesteśmy już w innej strefie czasowej i jest tutaj o godzinę później niż w poprzednich stanach. Znów jesteśmy w motelu America's Best Value. Zamówilismy nocleg przez internet zanim wyjechaliśmy z Grand Canyonu i dobrze zrobiliśmy, bo jesteśmy w górach, w sumie na pustkowiu i chyba ciężko byłoby coś znaleźć około godziny 22 w tym miejscu. Podjeżdźając pod motel, byliśmy gotowi na rutynowe czynności, czyli wysiąść z samochodu, zameldować się itp. Zanim zdążyłam wyjść z samochodu spojrzałam na drzwi wejściowe naszego motelu i bez zdziwienia przeczytałam na głos nazwisko 'Wojtyczka' . Wojtek spojrzał na mnie ze zdumieniem i zapytał, ale co 'wojtyczka'??? Ja mu na to: 'no na drzwiach'. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęlismy się śmiać, nie mogąc w to uwierzyć. Podeszliśmy bliżej i okzało się, że na kopercie przyklejonej do drzwi wejściowych jest napisane nasze nazwisko. Oderwaliśmy kopertę i okazało się, że w środku znajduję się list i klucz do naszego pokoju z informacja o internecie, śniadaniu itp. Przepraszano nas, ale o tej porze, czyli około 22.00 czasu Utah nikogo już nie było w recepcji, stąd taka forma :-) Byliśmy zaskoczeni zaufaniem i spokojem z jakim to zostawiono. Nic czas iść spać, bo przed nami kolejny dzień na łonie natury. Zobaczymy podobno perełkę wśród kanionów i w ogóle wsród Parków Narodowych w USA, czyli Bryce Canyon. Mamy nadzieję, że warto było tu przyjeżdżać!!!
Jesteśmy pod wrażeniem tego, co napisaliście, a na twarzach widać że jest super. Krajobrazy przepiękne. Przemierzacie szlaki amerykańskich traperów. pozdrawiamy :*
OdpowiedzUsuńNo i fajnie :) Wy w krótkich rękawach a ja właśnie do pieca drzewa dołożyłem bo ok 0 st. za oknem. W sumie wyjechaliście z SL późnym latem a wrócicie wczesną zimą.. Ciekawe jak się po tej przygodzie do tej codzienności szarej przybadacie;)
OdpowiedzUsuńto jak na razie mój ulubiony wpis ! :) i juz chce tam jechać!!! fajnie to opisaliście :) podoba mi się ten moment stania na krawędzi kanionu!
OdpowiedzUsuń